Dziś, 15 maja 2020 roku na stronie Narodowego Centrum Kultury zostały opublikowane wyniki naboru do programu dotacyjnego „Kultura w sieci”. Na prawie 6000 wniosków, dofinansowanie przyznano ponad 1100 wnioskodawcom. Wśród nich Internauci szybko wyłapali te, którym się… nie należało. Serio?
Program „Kultura w sieci” to program wsparcia dla artystów, twórców oraz instytucji, które ze względu na trwającą epidemię, a wcześniej stan zagrożenia epidemicznego, nie mogą realizować swojej twórczości artystycznej w dotychczasowej formie.
Program stypendialny Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego ma na celu wspieranie aktywności twórców, artystów, animatorów i edukatorów, a także badaczy szeroko rozumianej kultury w zakresie upowszechniania dóbr kultury w Internecie w związku z ograniczeniami wprowadzonymi w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii. Zgłaszane projekty mogą przyjmować formę dialogu i nawiązania do tradycji oraz osiągnięć dziedzictwa polskiej i światowej kultury, jak również poszukiwania nowatorskich rozwiązań, zarówno w zakresie form wyrazu, jak i środków komunikacji. Działania stymulujące kreatywność i aktywizujące odbiorców będą postrzegane jako dodatkowy atut projektów.
Źródło: MKiDN
Wielu artystów, którzy chcieli złożyć swoje projekty, miało jednak kilka przeszkód – jedną z nich była taka sama nazwa dla dwóch różnych programów, i zorientowanie się, który przeznaczony jest dla instytucji a który dla osób prywatnych, nastręczało także pewne trudności. Komu jednak udało się przejść przez proces rejestracji w systemie EBOI oraz wypełnić poprawnie wniosek, mogli czekać cierpliwie na wyniki.
A wyniki pojawiły się niespełna po miesiącu od terminu zamknięcia przyjmowania aplikacji i od razu wywołały sporo emocji. Okazało się, że wśród odrzuconych projektów jest tych, pisanych przez instytucje kultury i organizacje, dla których wsparcie ze strony Ministerstwa to po prostu być albo nie być.
Wśród projektów, które otrzymały dotację szeroko komentowane w Internecie były te, przyznane dla artystów, takich jak:
- JS Music Justyna Steczkowska – 90.000 zł – „Koncert, wystąpienie on-line”
- Fundacja Braci Golec – 36.000 zł – „Nasze miejsce w sieci”
- Funny Vibe Gabriela Szuba – 43.000 zł – „Je suis Reni – Francuska przygoda Reni Jusis
- Krzysztof Cugowski – 87.000 zł – „Jubileuszowy ro(c)k w sieci”
- Pectus – 72.000 – „Antygona 2020”
- Bovska – 70.000 – „Będę przy Tobie – premierowy koncert”
- Agencja Koncertowa Pawlik Relations – 61.000 – Włodek Pawlik „Projects”
i tak dalej…
W Internecie na chwilę zawrzało
Że to przesada, że z pewnością „trzeba znać odpowiednie osoby”, że tak dużo kasy poszło na jeden koncert, podczas gdy inne instytucje na kilkumiesięczną działalność wnioskowały nawet mniej – a i tak nie dostały. Zarzutów było sporo.
Owszem, 90.000 zł to dużo. Dużo też kosztuje produkcja takiego koncertu. Nie wiem w jakim zakresie Pani Justyna przewidziała to wydarzenie, ale to nie jest kwota wzięta z sufitu. Tyle takie rzeczy potrafią kosztować. Czy ten projekt jest społecznie tak bardzo ważny, że dostał odpowiednią ilość punktów? Czy był dobrze napisany? Co przekonało decydentów do tego, że to właśnie ten projekt dostał dofinansowanie?
Muszę Wam przyznać, że nie zaprzątam sobie głowy takimi myślami. Idę dalej. Założę się, że najgłośniej swoje zbulwersowanie wyrażają osoby nie te, których wnioski nie przeszły, ale te, które ich nawet nie złożyły.
Uważam więc, że Pani Justyna tak samo jak każdy artysta miał prawo do złożenia tego wniosku i otrzymania dotacji. Jej projekt widocznie był wystarczająco dobry, aby takie dofinansowanie uzyskać.
Jest jednak rzecz, która w tej całej sytuacji zmartwiła mnie o wiele bardziej
To tłumaczenie Pani Justyny na Facebooku, sami zobaczcie:
Pani Justyna w powyższym poście pisze:
Nie ma w tej dotacji żadnego honorarium dla Justyny Steczkowskiej. Ani jako głównej wokalistki koncertu, ani organizatora, bo takie są warunki tego rodzaju dotacji.
Powyższy wpis i zawarte w nim wytłumaczenie jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe!
Dlaczego niby w tym całym projekcie firmowanym nazwiskiem Justyny Steczkowskiej, w którym za organizację odpowiada firma Justyny Steczkowskiej, główną gwiazdą jest Justyna Steczkowska, największą poszkodowaną ma być również Justyna Steczkowska?
To zupełnie tak, jakby Pani Justyna wystraszyła się głosów oburzenia i szybko postanowiła sprostować, że ona nic z tego nie będzie miała. Zupełnie, jakby te pieniądze były… brudne? Osobiście nie wierzę w to, że Pani Justyna nic z tego nie będzie miała, a po drugie, jest to sytuacja paradoksalna. Firma Justyny Steczkowskiej nie jest organizacją non-profit i tak jak każda firma musi generować przychód, żeby przetrwać te trudne czasy. Dlatego nie rozumiem i zupełnie nie kupuję takiego tłumaczenia.
A jakie jest Twoje zdanie na ten temat?